![]() |
Kiedy dojrzałość znów będzie w cenie? |
Tak było w czasach najlepszych dla polskiej kultury. Czasach, które rozstrzelano w Katyniu, które bestialsko zamordowano w Auschwitz, które dobijało w mordach sądowych Ministerstwo Bezpieczeństwo Publicznego.
Potem były czasy, w których wdowa po Witoldzie Pileckim nie mogła pracować w swoim nauczycielskim zawodzie. Dziś rozmawiam z przedszkolankami, które mają ogarniać dwudziestkę piątkę maluszków z sześćdziesięcioma sześcioma latami na karku...
Dlatego, mimo samorządowego doświadczenia, nie ulegam szantażowi Kartą nauczyciela. Jeszcze raz podpisuję się pod każdym z apeli o poważne potraktowanie nauczycielskiego zawodu. Nie rozwodząc się długo, chcę pójść w poprzek wyważonej debaty i medialnej „dyskusji” pisząc tłustym drukiem: Nowa karta nauczyciela powinna bardziej, a nie mniej uprzywilejować w społeczeństwie to powołanie – materialnie i moralnie.
Odwagi do takiego postawienia sprawy dodaje mi pedagog-mędrzec o. Jacek Woroniecki umieszczający nauczycielskie zajęcie jako „drugie zaraz po kapłańskim a przed żołnierskim i urzędniczym”.
Podobnie jak czytelnicy „Naszego Dziennika” także zerkający obecnie na bloga mogą zareagować oburzeniem. Teoria piękna, ale gdzie te autorytety...
Teraz wychodzę więc naprzeciw czytającym mnie nie-nauczycielom. Uważam, że pisząc nową konstytucję polskiego ciała pedagogicznego trzeba postawić pedagogom konkretne i nielekkie warunki wstępne.
Po pierwsze, aby uwolnili swoją branżę z panoszących się w niej ideologii. A nie będzie to bezbolesna (i pusta) deklaracja, ale twardy koniec dorabiania na „reformach”, byciu „edukatorem”, „ekspertem”, „mentorem” przytulonym wygodnie do rządowej czy pozarządowej agendy rozdającej ekstrapieniądze i inne miłe wyróżnienia.
Uwalniając się od postępowych utopii trzeba natomiast pracę nauczyciela na nowo uzależnić od moralności (bo w dziesięciu przykazaniach więcej mądrości wychowawczej, niż w większości modnych nurtów pedagogiki) i nauki (prawdy o tym, czego nauczyciel uczy, nie zaś od technobajerów i metodycznego efekciarstwa, którymi można podlizać się niewybrednym gustom młodych). Stąd – po drugie – koniec z wzajemnym podsyłaniem sobie uczniów na korepetycje. Z powrotem zacznijmy uczyć w... szkole.
Gdy dobry przykład nie tylko dla uczniów, ale dla całej Polski zacznie z mocą błyszczeć z pokojów nauczycielskich trzeba usankcjonować nie tylko materialną, ale i moralną pozycję pedagoga. Czy za ubliżanie mu nie należałoby zabierać mandatów poselskich i legitymacji prasowych, czy rozwiązać te rzeczy nieco inaczej – to kwestia do dalszej dyskusji.
To także najprostsza droga do przywrócenia powagi maturze. Jeśli nauczyciel będzie na niej znów mistrzem egzaminującym uczniów, a nie funkcjonariuszem okręgowej komisji egzaminacyjnej, sprawy wrócą na dobre tory. Absolwenci znów będą chlubą licealnych profesorów i obiecującymi adeptami dla profesorów uniwersyteckich. Dojrzałość znów będzie w cenie.
Osoby, którym spodobał się ten wpis zachęcam do polubienia strony
Radosław Brzózka
Kolejny specjalny post już 8 maja. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz